Składniki (średnio na 5 porcji):
- połówka dyni hokkaido
- łyżeczka suszonego rozmarynu
- 2 łyżki oliwy z oliwek
- 1 jajko
- 3/4 szklanki mąki
- 3 łyżki tartego parmezanu
- skórka otarta z jednej pomarańczy
- 3 łyżeczki masła
- łyżeczka soku z pomarańczy
- szczypta soli
- świeżo zmielony pieprz
Najpierw dynię upiekłam (żeby było łatwiej - dzień wcześniej wieczorem) - umytą dynię pokroiłam w grube plastry, wypestkowałam, ułożyłam na wyłożonej folią aluminiową blaszce do pieczenia, skropiłam oliwą, posoliłam, obsypałam rozmarynem i piekłam przez około godzinę i kwadrans, może ciut dłużej (aż dynia zmiękła) w piekarniku rozgrzanym do 180 stopni. Następnie dynię zblendowałam na gładkie puree razem ze skórką, która w trakcie pieczenia zmiękła. Dyniowe puree wyłożyłam na stolnicę, dodałam tarty parmezan, jajko i mąkę. Zagniotłam gładkie ciasto, z którego następnie uformowałam kluseczki - z niewielkich kawałków ciasta utoczyłam najpierw wałeczki o średnicy około 1,5 cm, ugniotłam je delikatnie za pomocą widelca i pokroiłam na mniejsze kawałki. Chwilkę przed gotowaniem wsadziłam je do lodówki - mam wrażenie, że dzięki temu były "jędrniejsze" ale można sobie chłodzenie ciasta równie dobrze pominąć. Kluski gotowałam we wrzącej i osolonej wodzie partiami, przez około 4 minuty każdą porcję licząc od momentu wypłynięcia ich na powierzchnię wody. Ugotowane wyciągałam na talerz za pomocą łyżki cedzakowej i dopieszczałam dalej, czyli: na dużej pateli rozpuściłam masło, dodałam do niego skórkę otartą z dokładnie umytej i sparzonej pomarańczy i łyżeczkę pomarańczowego soku. Kiedy taka maślano-pomarańczowa omasta zaczęła dobrze skwierczyć dodałam do niej ugotowane wcześniej kluseczki i podsmażyłam je na dużym ogniu przez około 3 minuty z każdej strony, aż się zezłociły (najlepiej podsmażać kluseczki partiami stopniowo rozpuszczając łyżeczkę masła i mieszając ją z odrobiną skórki pomarańczowej i soku tak, aby na patelni nie było zbyt tłoczno). Tak "dopieszczone" dyniowe gnochi zaserwowałam z tartym parmezanem i świeżo zmielonym, wprost na talerz pieprzem. I gotowe!
SMACZNEGO!